TFI › Zarządzający aktywami twierdzą, że styczeń nie kończy hossy na GPW. W kolejnych miesiącach prawdopodobnie na giełdzie będzie łatwiej zarobić niż na rynku długu.
Doskonały początek roku na GPW – w styczniu WIG20 zyskał 5,6 proc., mWIG40 10,1 proc., a sWIG80 7,2 proc. – musiał znaleźć odzwierciedlenie w stopach zwrotu funduszy inwestycyjnych. Hossa się nie kończy. Średni zysk portfeli akcji polskich sięgnął 6 proc., w przypadku strategii opartych na małych i średnich spółkach było to aż 7,5 proc. Najlepsze fundusze w obu grupach zarobiły prawie 9 proc. Podobny zysk udało się wypracować zarządzającym funduszami absolutnej stopy zwrotu skoncentrowanymi na akcjach. – Równo od roku jesteśmy pozytywnie nastawieni do akcji – nie ukrywa Konrad Łapiński, zarządzający funduszem Total FIZ, który w styczniu zarobił 9 proc. i 28 proc. przez ostatnie 12 miesięcy. – W tym kontekście noworoczna hossa nas nie zaskoczyła, choć oczywiście ucieszyła. W portfelu zaczęły dobrze pracować te elementy, które zaczęliśmy do niego dodawać już wcześniej – akcje polskich spółek, kontrakty terminowe na WIG20, a także metale szlachetne – złoto i srebro – wymienia zarządzający. Przyznaje, że po tak dynamicznych zwyżkach na GPW może przyjść kilkuprocentowa korekta spadkowa, która jednak nie zakończy trendu wzrostowego. – Nie widać objawów typowych zapowiadających koniec hossy – inwestorzy detaliczni jeszcze się nie rzucili do zakupów akcji, a klienci TFI nie zaczęli tłumnie lokować oszczędności w funduszach inwestujących na giełdzie. Na rynku wciąż widać sporą ostrożność, a nie euforię – ocenia Łapiński. Jego zdaniem w najbliższych miesiącach warto mieć na oku akcje spółek związanych z wydobywaniem i przetwarzaniem surowców naturalnych. – Wkraczamy w inflacyjną fazę cyklu gospodarczego, podczas której to akcje spółek surowcowych dają zarobić najwięcej – tłumaczy zarządzający. Na tym tle zdecydowanie blado wypadają fundusze obligacji, których przeciętny wynik wyniósł 0,2 proc. pod kreską. Zarządzający najlepszymi portfelami musieli się zdrowo nagimnastykować, żeby osiągnąć zysk. – W styczniu udało mi się złapać krótkoterminowe wahania na rynku polskich obligacji skarbowych – mówi Daniel Zegadło, zarządzający funduszem Noble Fund Obligacji, który w minionym miesiącu zarobił 0,3 proc., co było jednym z najlepszych wyników w tej grupie funduszy dłużnych. – Na początku stycznia zapadalność obligacji w portfelu była długa, wynosiła bowiem ok. sześciu lat. Dzięki temu udało się zarobić na spadku rentowności (wzroście cen) w połowie miesiąca. Następnie zacząłem skracać zapadalność portfela, wyszedłem bowiem z założenia, że przed drugim przetargiem obligacji pojawi się spora podaż naszych „skarbówek” na rynku – inwestorzy będą w ten sposób zbijać cenę, żeby taniej kupić papiery na aukcji, i tak się rzeczywiście stało. Dzięki takiemu aktywnemu podejściu udało się zarobić, mimo że w skali całego miesiąca rentowność „skarbówek” o długim terminie do wykupu wzrosła. Dodatkowo sporo zamieszania w styczniu wniosła zmiana organizacji przetargów przez Ministerstwo Finansów. Na każdej aukcji są teraz oferowane papiery wszystkich rodzajów, a nie jak do ubiegłego roku – obligacje określonego typu. Trudno więc było do końca przewidzieć, jak będą się zachowywali inwestorzy – tłumaczy Zegadło. Ulica jeszcze nie kupuje Czy niezłe stopy zwrotu znalazły odzwierciedlenie w zainteresowaniu inwestorów detalicznych funduszami? Giełdowe Quercus TFI, które jako pierwsze podało informację o styczniowej sprzedaży, pozyskało do swoich funduszy aż 174 mln zł netto. Tym samym aktywa Quercusa przekroczyły 4,5 mld zł i osiągnęły najwyższą wartość w dziewięcioletniej historii spółki. Zainteresowaniem klientów TFI kierowanego przez Sebastiana Buczka wciąż jednak nie cieszą się fundusze akcji.
Oryginalny artykuł z: parkiet.com